wtorek, 21 kwietnia 2015

DOZ Maraton Łódzki i ALE 10k RUN w obiektywie (fotorelacja).

Za nami kolejny już DOZ Maraton Łódzki z PZU. Zawodnicy mieli do wyboru dwa dystanse – 10 km oraz maraton – historyczne 42 km i 195 m. W tym roku (19 kwietnia) krótszy dystans ukończyło 2639 osób, a maraton 1169.

Tegoroczna edycja była wyjątkowa ze względu na rangę Mistrzostw Polski w Maratonie Kobiet. Pierwsze miejsce wywalczyła Polka, Monika Stefanowicz z czasem 2:29:28. Tym samym poprawiła rekord Mistrzostw o 2 minuty i 31 sekund. Zaraz za nią uplasowała się Agnieszka Jędrzejewska (2:30:55). Wśród Panów królował Albret Matebor Kiplagat z Kenii (2:11:49), a pierwszy Polak, Yared Shegumo zajął czwarte miejsce, pokonując królewski dystans w czasie 2:12:14.

Start Elity kobiet nastąpił 18 minut i 29 sekund wcześniej niż start Elity mężczyzn oraz pozostałych maratończyków. Dokładnie tyle wynosiła różnica między dotychczasowym rekordem Polski kobiet i mężczyzn. Organizatorzy wybrali taką „taktykę”, aby obie płci miały szanse na jednoczesne ukończenie maratonu. Nie zrobiono tego przypadkiem, bowiem kto pierwszy na mecie, ten wygrywał Forda Fiestę. Dokonała tego wspomniana już wcześniej Monika Stefanowicz, wpadając na metę przed mężczyznami.

Pomimo kapryśnej pogody, bieg zapowiadał się obiecująco. Liczono na nowy rekord trasy. Wydawało się, że wszystko jest w porządku do czasu … przyznania brązowego medalu. Okazało się, że Izabela Trzaskalska pokonała dłuższy dystans niż musiała. Całą sytuację skomentował wczoraj dyrektor maratonu, Michał Drelich:

Cały czas analizujemy przyczyny tego zdarzenia. Wiele wskazuje na to, że decydujący w tym wypadku był błąd ludzki i niewystarczające oznakowanie trasymówi Michał Drelich, dyrektor z agencji Sport Evolution, organizator DOZ Maratonu Łódzkiego z PZU. - Szczerze ubolewamy, że w ogóle do czegoś takiego doszło. Nam zdarzyło się to po raz pierwszy i oby ostatni. Incydent na trasie nie wypaczył wyników w klasyfikacji generalnej. Zawodnicy z elity, którzy pomylili trasę zajmowali dalsze miejsca. W przypadku Izabeli Trzaskalskiej po konsultacji z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki oraz delegatem IAAF podjęliśmy decyzję o przyznaniu jej ex aequo z Ewą Kucharską brązowego medalu w Mistrzostwach Polski kobiet w maratonie. Wszystkie pozostałe osoby, o których nie wiemy, a pomyliły trasę prosimy o kontakt mailowy. Postaramy się wyjaśnić sytuację i na tyle na ile to możliwe poprawić wynik końcowy. Poszkodowanym osobom gwarantujemy bezpłatny pakiet startowy w przyszłorocznym maratonie w Łodzi.

Na szczęście powyższa sytuacja nie dotyczyła dużego grona, a zawodnicy na trasie biegli ile sił w nogach. Równolegle z maratończykami wystartowali zawodnicy ALE 10k run.
Na tym dystansie wygrał Daniel Formela (30:46) oraz Iwona Lewandowska (33:20).

Wyniki DOZ Maratonu Łódzkiego z PZU
Mężczyźni:
1. Albert Matebor Kiplagat (Kenia) – 2:11:49
2. Dereje Raya Tadese (Kenia) – 2:11:57
3. Gelgelo Tona Outoya (Etiopia) – 2:12:08
4. Yared Shegumo (Polska) – 2:12:14
5. Hassan Mokaya Omanga (Kenia) – 2:12:43
6. Ivan Babaryka (Ukraina) – 2:12:45
Kobiety:
1. Monika Stefanowicz (Polska) – 2:29:28 - Mistrzyni Polski
2. Agnieszka Mierzejewska (Polska) – 2:30:55 – Wicemistrzyni Polski
3. Tatyan Vernyhor (Ukraina) – 2:31:34
4. PieninachArusei Jerop (Kenia) – 2:33:23
5. Makda Haji Harun (Etiopia) 2:33:39
6. Ayelu Hordofa Abebe (Etiopia) 2:35:11

Wyniki ALE 10k run
Mężczyźni
1. Daniel Formela (Polska) – 30:46
2. Paweł Matner (Polska) – 31:29
3. Krzysztof Pietrzyk (Polska) – 32:55
Kobiety
1. Iwona Lewandowska (Polska) – 33:20
2. Zuzanna Mokros (Polska) – 37:29
3. Ewa Ochmańska (Polska) – 41:40

Zapraszam na fotorelację z biegu.

ALE 10k RUN (start / 6 km) – pełna reszta zdjęć dostępna tutaj (481 zdjęć): https://plus.google.com/101168344998085229250/posts/YkqTkGDG6fm












MARATON (16-18k / 24k / 29-31k / 36-37 k) - relacja będzie dostępna w ciągu kilku dni. 

Gdyby ktoś chciał zdjęcia w wysokiej jakości proszę o kontakt mailowy: aleksandra.malolepsza92@gmail.com podając numery zdjęć. 

sobota, 18 kwietnia 2015

Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego.

29 marca 2015 o 11.00 na trasę półmaratonu dookoła Jeziora Żywieckiego ruszyło prawie dwa tysiące biegaczy. Z roku na rok impreza odnotowuje coraz większą frekwencję. Nie ma nic w tym dziwnego – malownicza i bardzo zróżnicowana trasa, piękne miasto, żywiecki browar i niesamowicie mili ludzie.

Każdy bieg zaczyna się od … odebrania pakietu. Można było tego dokonać dzień przed połówką (w biurze informacji turystycznej w centrum miasta) lub w bezpośrednio przed biegiem. Zawsze polecam, aby odebrać pakiet wcześniej (o ile jest taka możliwość). Nie trzeba czekać w długiej kolejce i denerwować się. Zamiast tego, warto spokojnie zjeść, przyjechać na start, rozgrzać się i rozejrzeć się dookoła.
Odebranie pakietu poszło sprawnie, jednak jego zawartość nie powaliła na kolana. Zdaje sobie sprawę, że cena nie należała to jakiś wybitnie dużych, ale mimo wszystko szału nie było. Dla zainteresowanych – woda, ręcznik i masa ulotek.

Niedziela.
Dojechać było bardzo łatwo. Trudności nie sprawiło również dotarcie na start. Wszędzie było słychać i widać biegaczy. Obyło się bez zbędnego marudzenia wszystkich władz albo mnie udało się jakoś to pominąć. Nie kojarzę, aby były wydzielone strefy czasowe. Nie ujrzałam też chyba żadnego pacemakera albo najzwyczajniej w świecie byłam ślepa.

3,2,1 …
Pętelka po rynku i na już przed drugim kilometrem można było napotkać pierwszy podbieg. Oczywiście w porównaniu do reszty trasy, było to tylko delikatne wzniesienie. Trasa bardzo urodziwa, nie tylko ze względu na rozpościerający się po prawej stronie widok jeziora. Czułam się jak w rollercoasterze. Góra i dół, dół i góra.


Od samego początku bieg niedaleko mnie Pan z psem. Byłam zauroczona nie tylko zwierzakiem, który był cudowny. Właściciel pupila wiedział, że nie jest sam na trasie, biegł zazwyczaj jak najdalej od ludzi, aby pies nie plątał się pod niczyimi nogami. Nie przypadkiem wspominam o tym Panu ze względu na to, że w okolicach 5 kilometra został zaatakowany przez wielkiego owczarka niemieckiego. Ów owczarek zacząć gryźć czworonożnego biegacza, a potem również zaczepiać ludzi. Byłam zaskoczona, gdy ludzie zaczęli odganiać psa, stawać na jego drodze i jeszcze krzyczeli: „Uciekaj, my go tu zatrzymamy”. Osobiście było mi głupio, że nie pomagam, ale w moim przypadku (magnes na psy), mogłoby skończyć się to różnie.
Wszystko było dobrze przez następne 500m. Pan biegł równolegle ze mną i „uciekali”. W pewnym momencie, ktoś jednak zacząć głośno krzyczeć. Okazało się, że owczarek wbiegł w tłum i nie zachowywał się zbyt uprzejmie. Nie wiem do końca jak to się skończyło, ale chyba udało się ogarnąć sytuację, bo nie słyszałam żadnej historii o pogryzionych.


W niedziele pogoda była bardzo zmienna. Gdy wstałam o godzinie 8 i poszłam na poranne zdjęcia, było mi ciepło w cienkiej bluzie. Jak jechaliśmy na start to o mało nas nie porwało. Wiał zimny i przeszywający wiatr. Z kolei bezpośrednio przed startem zaczęło świecić słońce. Bądź tu mądry i się odpowiednio ubierz. Nie dziwota, że połowa nabrała za dużo garderoby i potem ściągali po drodze.

Pit-stop na 10 kilometrze zawiódł mnie na całej linii. Przy takiej pogodzie ludzie chętnie sięgali po wodę lub izotonik LUB chcieliby się napić. Niestety, nie mieli w czym. Biegłam w granicach 2 godzin i nie chce wiedzieć co było dalej. Zabrakło WODY i KUBKÓW. Jedno słowo – ABSURD! Ludzie mówili, aby lać im izotonik na ręce, bo chcieli chociaż zwilżyć usta. Przez następne dwa kilometry padały hejty i inne komentarze o poziomie organizacji. Nie wspomnę o ilości bluzg – przyznam sama przeklęłam, gdyż chętnie wzięłabym łyka wody.


I jedenasty kilometr - tama. Zaczęła się jazda bez trzymanki. Wiatr prosto w twarz. Góreczki się wypiętrzyły. Do 17km jak się człowiek zmęczył to zaraz odpoczął na zbiegu. Chociaż czasem biegłam z myślą „dobra za tą górką będzie w dół”, a tu niespodzianka. Na czubku okazywało się, że jest … płasko.
Prawdziwa zabawa była za 17k. Jeden 500m podbieg, a za nim następny … kilometrowy. Usłyszałam o nim parę słów, ale nic mnie tak nie rozbawiło z całej tej imprezy jak słowa, które padały po dobiegnięciu na szczyt krótszego podbiegu. Nie trudno wyobrazić sobie zdziwienie ludzi, którzy po już dużym wysiłku widzą przed sobą stromą ścianę. Jestem pewna, że nie wszyscy, ale jednak bardzo wielu osobom (włącznie ze mną) wymsknęło się skromne „O kuwa!”.
Ale potem już było tylko w dół i w dół.


Oczywiście pomyliłam bramki. Uznałam, że pierwsza to końcowa, a tu zonk. Za metą medal na szyje i …
- „Przepraszam, gdzie można dostać wodę?”
- „Sory, ale woda się skończyła.”
Wole się nie zastanawiać jaką głupią minę musiałam zrobić, ale doznałam szoku. W Żywcu zabrakło wody …


Podsumowując, bieg ma swój urok. Największym plusem jest trasa, myślę, że jest to jednym z głównych czynników wynikających z tak dużej frekwencji. Wolontariusze uwijali się dość sprawnie. Mieszkańcy cudowni – zero marudzenia. Gdy czekali w korku machali, uśmiechali się i kibicowali. Przyznam, że pozytywnie mnie zaskoczyli, bo zazwyczaj podczas takich imprez to dużo osób koniecznie musi jechać na zakupy i zrobić mnóstwo bardzo potrzebnych rzeczy.
Największy minus to zdecydowanie punkty z wodą, której nie było. Nie raz na treningu przebiegłam 20k bez wody i siłą rzeczy jakoś to przeżyłam, mimo że wiadomo, tempo trochę leci w górę, człowiek daje z siebie więcej. Jednak osoby troszkę słabsze na pewno z ogromną przyjemnością by się napiły, ale nie miały takiej okazji (chyba, ze zdążyli już dowieźć wodę).

Myślę, że pomimo wszystko, wezmę jeszcze kiedyś udział w tym półmaratonie. Może za rok, może za dwa, może za dziesięć. Jednak na pewno warto choć raz być tam. Chociażby dla tych widoków i pagórków.