sobota, 18 kwietnia 2015

Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego.

29 marca 2015 o 11.00 na trasę półmaratonu dookoła Jeziora Żywieckiego ruszyło prawie dwa tysiące biegaczy. Z roku na rok impreza odnotowuje coraz większą frekwencję. Nie ma nic w tym dziwnego – malownicza i bardzo zróżnicowana trasa, piękne miasto, żywiecki browar i niesamowicie mili ludzie.

Każdy bieg zaczyna się od … odebrania pakietu. Można było tego dokonać dzień przed połówką (w biurze informacji turystycznej w centrum miasta) lub w bezpośrednio przed biegiem. Zawsze polecam, aby odebrać pakiet wcześniej (o ile jest taka możliwość). Nie trzeba czekać w długiej kolejce i denerwować się. Zamiast tego, warto spokojnie zjeść, przyjechać na start, rozgrzać się i rozejrzeć się dookoła.
Odebranie pakietu poszło sprawnie, jednak jego zawartość nie powaliła na kolana. Zdaje sobie sprawę, że cena nie należała to jakiś wybitnie dużych, ale mimo wszystko szału nie było. Dla zainteresowanych – woda, ręcznik i masa ulotek.

Niedziela.
Dojechać było bardzo łatwo. Trudności nie sprawiło również dotarcie na start. Wszędzie było słychać i widać biegaczy. Obyło się bez zbędnego marudzenia wszystkich władz albo mnie udało się jakoś to pominąć. Nie kojarzę, aby były wydzielone strefy czasowe. Nie ujrzałam też chyba żadnego pacemakera albo najzwyczajniej w świecie byłam ślepa.

3,2,1 …
Pętelka po rynku i na już przed drugim kilometrem można było napotkać pierwszy podbieg. Oczywiście w porównaniu do reszty trasy, było to tylko delikatne wzniesienie. Trasa bardzo urodziwa, nie tylko ze względu na rozpościerający się po prawej stronie widok jeziora. Czułam się jak w rollercoasterze. Góra i dół, dół i góra.


Od samego początku bieg niedaleko mnie Pan z psem. Byłam zauroczona nie tylko zwierzakiem, który był cudowny. Właściciel pupila wiedział, że nie jest sam na trasie, biegł zazwyczaj jak najdalej od ludzi, aby pies nie plątał się pod niczyimi nogami. Nie przypadkiem wspominam o tym Panu ze względu na to, że w okolicach 5 kilometra został zaatakowany przez wielkiego owczarka niemieckiego. Ów owczarek zacząć gryźć czworonożnego biegacza, a potem również zaczepiać ludzi. Byłam zaskoczona, gdy ludzie zaczęli odganiać psa, stawać na jego drodze i jeszcze krzyczeli: „Uciekaj, my go tu zatrzymamy”. Osobiście było mi głupio, że nie pomagam, ale w moim przypadku (magnes na psy), mogłoby skończyć się to różnie.
Wszystko było dobrze przez następne 500m. Pan biegł równolegle ze mną i „uciekali”. W pewnym momencie, ktoś jednak zacząć głośno krzyczeć. Okazało się, że owczarek wbiegł w tłum i nie zachowywał się zbyt uprzejmie. Nie wiem do końca jak to się skończyło, ale chyba udało się ogarnąć sytuację, bo nie słyszałam żadnej historii o pogryzionych.


W niedziele pogoda była bardzo zmienna. Gdy wstałam o godzinie 8 i poszłam na poranne zdjęcia, było mi ciepło w cienkiej bluzie. Jak jechaliśmy na start to o mało nas nie porwało. Wiał zimny i przeszywający wiatr. Z kolei bezpośrednio przed startem zaczęło świecić słońce. Bądź tu mądry i się odpowiednio ubierz. Nie dziwota, że połowa nabrała za dużo garderoby i potem ściągali po drodze.

Pit-stop na 10 kilometrze zawiódł mnie na całej linii. Przy takiej pogodzie ludzie chętnie sięgali po wodę lub izotonik LUB chcieliby się napić. Niestety, nie mieli w czym. Biegłam w granicach 2 godzin i nie chce wiedzieć co było dalej. Zabrakło WODY i KUBKÓW. Jedno słowo – ABSURD! Ludzie mówili, aby lać im izotonik na ręce, bo chcieli chociaż zwilżyć usta. Przez następne dwa kilometry padały hejty i inne komentarze o poziomie organizacji. Nie wspomnę o ilości bluzg – przyznam sama przeklęłam, gdyż chętnie wzięłabym łyka wody.


I jedenasty kilometr - tama. Zaczęła się jazda bez trzymanki. Wiatr prosto w twarz. Góreczki się wypiętrzyły. Do 17km jak się człowiek zmęczył to zaraz odpoczął na zbiegu. Chociaż czasem biegłam z myślą „dobra za tą górką będzie w dół”, a tu niespodzianka. Na czubku okazywało się, że jest … płasko.
Prawdziwa zabawa była za 17k. Jeden 500m podbieg, a za nim następny … kilometrowy. Usłyszałam o nim parę słów, ale nic mnie tak nie rozbawiło z całej tej imprezy jak słowa, które padały po dobiegnięciu na szczyt krótszego podbiegu. Nie trudno wyobrazić sobie zdziwienie ludzi, którzy po już dużym wysiłku widzą przed sobą stromą ścianę. Jestem pewna, że nie wszyscy, ale jednak bardzo wielu osobom (włącznie ze mną) wymsknęło się skromne „O kuwa!”.
Ale potem już było tylko w dół i w dół.


Oczywiście pomyliłam bramki. Uznałam, że pierwsza to końcowa, a tu zonk. Za metą medal na szyje i …
- „Przepraszam, gdzie można dostać wodę?”
- „Sory, ale woda się skończyła.”
Wole się nie zastanawiać jaką głupią minę musiałam zrobić, ale doznałam szoku. W Żywcu zabrakło wody …


Podsumowując, bieg ma swój urok. Największym plusem jest trasa, myślę, że jest to jednym z głównych czynników wynikających z tak dużej frekwencji. Wolontariusze uwijali się dość sprawnie. Mieszkańcy cudowni – zero marudzenia. Gdy czekali w korku machali, uśmiechali się i kibicowali. Przyznam, że pozytywnie mnie zaskoczyli, bo zazwyczaj podczas takich imprez to dużo osób koniecznie musi jechać na zakupy i zrobić mnóstwo bardzo potrzebnych rzeczy.
Największy minus to zdecydowanie punkty z wodą, której nie było. Nie raz na treningu przebiegłam 20k bez wody i siłą rzeczy jakoś to przeżyłam, mimo że wiadomo, tempo trochę leci w górę, człowiek daje z siebie więcej. Jednak osoby troszkę słabsze na pewno z ogromną przyjemnością by się napiły, ale nie miały takiej okazji (chyba, ze zdążyli już dowieźć wodę).

Myślę, że pomimo wszystko, wezmę jeszcze kiedyś udział w tym półmaratonie. Może za rok, może za dwa, może za dziesięć. Jednak na pewno warto choć raz być tam. Chociażby dla tych widoków i pagórków.  

3 komentarze:

  1. No ale żeby tam wody zabrakło... Chociaż w Krynicy też raz brakowało, może to taki styl miejsc, które słyną z wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małga, dla mnie to porażka na całej linii :D Ale przynajmniej się pamięta ... :P

      Usuń
  2. Profil trasy robi wrażenie. Biorąc pod uwagę Twoje górskie bieganie, bieg wybrałaś sobie idealnie. A z tą wodą to kurcze niefajnie.. plus, że nie był to środek lata.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.