sobota, 15 listopada 2014

Marzenia ... do spełnienia.

Mogłabym się założyć, że większość z Was słyszała przysłowie: „Człowiek planuje, a Bóg z tego żartuje”. Co więcej, myślę, że doskonale wiecie, o czym mowa. Osobiście nie raz przekonałam się, że nie jest to przypadkowe powiedzenie.
O postawionych celach, marzeniach, przyszłościowych zadaniach mogłabym pisać długo. To trochę jak „noworoczne postanowienia”: rzucę cukierki, zacznę ćwiczyć, zwiedzę świat, schudnę, zacznę się zdrowo odżywiać, znajdę lepszą pracę, … – tak pewnie wyglądają listy „to do in 2014”. Prawda jest jednak przykra, im więcej ktoś wypisuje punktów, tym mniej ich wykonuje. Dlatego na mojej liście jest jedno – „Ocalić marzenia od zapomnienia i doprowadzić je do spełnienia!”.
Tych, których nie udało się jeszcze zrealizować, bo los miał akurat inny plan na moje życie, ciągle tętnią życiem. Będę za nimi szła i szła i tak do końca. Aż dopadnę zgraję tych moich króliczków.

Myśląc o kalendarzu biegacza sprawy mają się odrobinę inaczej. Część startów po prostu trzeba zaplanować. Nie odbiegam normą od wielu biegaczy, którzy przeczesują strony, czasopisma w poszukiwaniu TEGO biegu, który będzie jednym z TYCH niezapomnianych. Z uwagi na biegową Koronę Gór Polski, mój kalendarz był dosyć długo układany, a i jeszcze nie jest ostateczny.
Do startów w kolejnym sezonie podchodzę z lekkim dystansem, ale i doświadczeniem.
Mój pierwszy sezon (2012’) to było tylko bieganie – przyjemność, zdrowie, relaks, żadnych startów. Na debiut wybrałam Łódź Maraton Dbam o Zdrowie (2013’), gdzie z dużą dawką adrenaliny pokonałam dystans 10 kilometrów. Kolejne starty w roku 2013 były dość spontaniczne: „O fajny bieg się szykuje. Zapiszę się”. Mniej więcej tak wyglądał mój początkowy sezon biegowo-startowy. Ten rok (2014') był już zdecydowanie bardziej ułożony. Wiedziałam, co się z czym je (choć z dzisiejszej perspektywy sądzę, że byłam zielona jak trawa na wiosnę). Skrupulatnie wyszukiwałam biegi, zapisywałam w kalendarzu i bach, w tym biegnę. Nie przewidziałam niestety kontuzji, przetrenowania. Mój upór był jednak większy i wzięłam udział w startach zaplanowanych już w styczniu, jednak część tych, które pojawiły się po maratonie, dołączyły do ciągle uciekających króliczków.

Ten sezon dał mi bardzo dużo. Jestem bogatsza o wiedze, doświadczenie, ostrożność. Maraton, długie wybiegania, ciągle niezidentyfikowana kontuzja, przetrenowanie, pierwsze pudło, bieganie w górach i wiele innych.
Dowiedziałam się nie tylko tego jak planować, ale przede wszystkim jak zachowuje się mój organizm przed i po różnych biegach. Jak szybko się regeneruje, co muszę jeść, a co trenować startując w biegu ulicznym, a co gdy jest to górska przeprawa (w gruncie rzeczy to nie jest takie oczywiste, jak niektórzy myślą – podbiegi to nie wszystko). Zrozumiałam również, że poranne bieganie jest ważne, bo 99% biegów zaczyna się ok. 9. Oprócz tego wszystkiego jest jeszcze jedno – start + wyjazd. Zmiana klimatu, zmęczenie podróżą, zastane stawy, nowe, regionalne dania. Ta boska mieszanka może skończyć się niezbyt przyjemnie. Osobiście nie miałam z tym do czynienia (odpukać), ale w Krynicy na stracie Życiowej Dychy wiele się o tym nasłuchałam. Więc uważajmy.

Jak wspomniałam mój grafik nie jest kompletny. Na chwilę obecną mam dwa konkretne cele, które są dla mnie absolutnie kluczowe i będę starała się do nich przygotować jak najlepiej. Nie dlatego, że liczę na jakąś życiówkę, bo w biegu górskim na dystansie dłuższym niż 10k będę brała udział po raz pierwszy, lecz aby dobiec do mety, nie zginąć po drodze, mieć ogromną satysfakcję z pokonanych słabości i bawić się równie dobrze jak w debiucie maratonu (tak, bawiłam się mega, polecam Aleksandra M!).
Tymi cukiereczkami są: Maraton w Szczawnicy – Wielka Prehyba 26.05.2015r. oraz Bieg na dystansie 34k w Krynicy podczas Festiwalu Biegowego 12.09.2015r.
Dokładny plan oraz informację, dlaczego akurat te biegi, zamieszczę wkrótce.
Nic nie jest jednak przypadkowe.
Każdy z nich został wybrany z jakiegoś powodu.
Najważniejsze, aby się udało.

sobota, 8 listopada 2014

Ogólnorozwojówka - moje 30-dniowe wyzwanie.

Prawdą jest, że trening ogólnorozwojowy jest często pomijany przez biegaczy. Nie widzą w tym sensu, skoro przez ten czas mogą zrobić kilka kilometrów, nową życiówkę czy też interwały, które podniosą ich szybkość. To duży błąd. Gdy do planu treningowego wprowadzimy ćwiczenia wzmacniające nasze ręce, brzuch, nogi, wprowadzimy więcej stretchingu, a stabilizacja nie będzie dla nas tylko słowem, zyskamy zdecydowanie więcej niż dokładając kolejny biegowy trening. Dlaczego ?
Po pierwsze, lepiej zapobiegać niż leczyć. Nasze ciało będzie bardziej elastyczne, a tym samym kontuzje będą dla nas znane (tylko) z portali internetowych.
Dwa, wzmocnimy całe ciało, nie tylko nogi. Czasem biegnąc nawet krótki dystans, nasze nogi mówią pas. Wtedy często w grę wchodzi głowa i ręce.
Kolejnym dobrym powodem jest poprawa jakości biegania. Dzięki lepszej technice, z treningów zyskujemy jeszcze więcej.
Można wymienić jeszcze kilka innych powodów dlaczego WARTO.

Kolejne kontuzję lub po prostu nawracający ból często rujnuje wszystkie plany. O ile raz czy dwa (okej, można nawet więcej razy) wystartować z bólem, o tyle ciągła myśl czy jeszcze to wróci, w którym momencie (a zazwyczaj w najgorszym) jest męcząca. 
Postawiony ostatnio przeze mnie plan biegowej Korony Gór Polski jest dla mnie idealny. Daje mi to radość, spełnienie, kilogram endorfin i masę adrenaliny! Oczywiście już widzę, że to nie będzie koniec, a dopiero początek.

Gdy już wszystko było prawie ustalone, plan treningowy rozpisany, zaczęło znowu boleć. Tak, idealny moment, jak zawsze. Postanowiłam raz na zawsze wyrolować ten paskudny, uprzykrzający życie ból.
Postawiłam sobie wyzwanie – rozciąganie, wzmacnianie, rolowanie.
Dokładniej mowa o 30-dniowym planie, który zawiera burpee, plank, przysiad przy ścianie (krzesło), szpagat oraz ćwiczenia z piłką gimnastyczną. Po co to wszystko ?

Ktoś kiedyś powiedział, że aby zaszczepić w kimś miłość do uprawiania i jednocześnie powtarzania wykonywanego ćwiczenia potrzeba 66 dni (chociaż ostatnio obiło mi się o uszy, że już wystarczy 51). Z tym nie mam problemu. Kocham sport. Czasem boli, czasem chce się krzyczeć, ale ostatecznie szalejące endorfiny dają poczucie radości, zadowolenia, „odświeżenia”. Plan ten jednak ma za zadanie wyeliminować kontuzję. Chce wzmocnić całe ciało, aby nie było słabszych mięśni, które przy większej ilość treningów czy tez wzmożonym kilometrażu szybko się przeciążały i zaczynało się to, czego nikt nigdy chyba nie polubi – kontuzje!

Mój plan wygląda tak: 


Jest połączeniem kilku planów dostępnych w magazynach i portalach internetowych. Każdy może modyfikować według własnych potrzeb. Dla mnie taki jest idealny. 

Burpee – chyba każdy zna albo chociaż słyszał o tym ćwiczeniu. Angażuje całe ciało, każdy mięsień, każdą komórkę. Jedni robią burpee na czas, np. jak najwięcej przez minutę albo 50 w jak najszybszym czasie. 
Osobiście nigdy wcześniej nie robiłam tego, a ze względu na słabe ręce postanowiłam wykonywać te ćwiczenia w seriach. Rozpoczynam od 5 serii po 5 powtórzeń, zwiększając do końca tygodnia do 10 powtórzeń. W następnym tygodniu rośnie ilość serii.  
Poniższy obrazem pokazuje jak wykonać poprawnie burpee – pamiętajmy o odpowiednim „trzymaniu” kręgosłupa!


Plank, czyli deska. Czytałam o różnych rodzajach tego ćwiczenia, jednak zawsze robiłam w podporze na przedramionach. Plecy musza być idealnie proste. Zamierzam wytrzymać 5 minut, a w przyszłym miesiącu dołożyć inne ćwiczenia, które właśnie w dużej mierze wykonuje się w podporze. 


Krzesło to nic innego jak przysiad przy ścianie. Ćwiczenia wytrzymałości to dla maratończyka ważna sprawa. To świetnie uzupełnia nasze treningi. Celem jest wytrzymanie w tej pozycji 5 minut. 
 

Kolejnym ćwiczeniem jakie wykonuje jest szpagat, a dokładniej stretching pod szpagat. Nie przypadkowo uznałam, że to wyzwanie jest istotne. Dzięki temu mięśnie moich nóg bardzo się uelastycznią, a tym samym będę miała mniejsze szanse na kontuzje.
Kolejność wykonywanych zadań przedstawia poniższy obrazek. Wykonujemy na jedną nogę, a następnie na drugą. (http://tablicamotywacji.pl/)



Na sam koniec zostawiam sobie ćwiczenia z piłką gimnastyczną. Przez pierwszy tydzień opieram się tylko na zadaniach z tej strony: http://www.hellozdrowie.pl/ruch/cwiczenia-na-pilce/strona/1
W drugim tygodniu, gdy poczuję się już stabilnie na piłce dokładam kolejne ćwiczenia.


Po wszystkim jeszcze raz rozciągam się. Moje ciało jest bardzo dobrze rozgrzane i mięśnie można modelować niczym plastelina.

Mam nadzieję, że plan pozytywnie wpłynie na moje ciało, stabilizacje, wytrzymałość i pomoże wyleczyć kontuzję.
Jeśli macie jakieś pytanie, chętnie odpowiem.

To kto się dołącza do mojego wyzwania ? :-)

wtorek, 4 listopada 2014

Po prostu, zrób to!

Pamiętam jak pierwszy raz wstałam przed szóstą rano. Za oknem było około dziesięciu stopni mrozu. Pojedyncze okna świeciły w blokach, a i latarnie wyglądały na lekko zaspane. 
Nigdy nie jest łatwo wyjść ze strefy komfortu. Miękka poduszka i koc jakby głębiej zasysały do łóżka. Lecz te buty … patrzyły z kąta pokoju dużymi oczami. Nie było wyjścia.
Pierwszy kilometr był mrożący. Ciemno, zimno, przeraźliwie. Z wieży kościelnej dało się słyszeć dzwony o szóstej. Mroźne powietrze nachalnie dostawało się do płuc. Paliło jak po dobrym interwale. Pod koniec pierwszego kilometra palce u stóp odzyskały czucie, ręce się ociepliły, a powietrzne już nie drapało.
Tak zleciało pięć okrągłych kilometrów. Dalsza część dnia przepełniona była endorfinami i wulkanem energii.


Nie namawiam do wstawania rano. Bieganie rano jest dla ludzi o mocnych nerwach i bardzo (!) silnej woli. Łatwiejszy być może jest poranny jogging latem niż zimą, ale mimo wszystko łóżko często bywa wygodniejsze.
Niezależnie od pogody, humoru, ilości porannego czasu, bycia w podróży, kaca, bólu tego i owego, nowej pościeli, która jest cudowna każdego poranka – wyjdź CHOCIAŻ raz pobiegać rano.
Nie ograniczaj się do biegania tylko wtedy kiedy masz czas.
Tylko wtedy, kiedy masz gdzie biegać, bo „nie będę biegał/a po mieście, bo ktoś zobaczy mnie w leginsach”.
Nie stawiaj przed sobą bariery pogodowej - „właśnie pada deszcz (pokropiło, trzy krople na krzyż), nie pójdę biegać, bo mi się buty zamoczą i fryzura zmierzwi”, „nie będę biegać w mrozie, bo mi się skóra twarzy wysuszy (wazelina – wynalazek ze starożytności”.
Nie słuchaj tych co mówią Ci, „po co to robisz? I tak nic nie osiągniesz”. Oni z takim nastawieniem na pewno niczego w życiu nie doświadczą. Ty masz szanse. Otocz się ludźmi, którzy mówią jedno - „ZRÓB TO”.


Nie rób nic na siłę.
Baw się tym.
Nie ograniczaj się do niczego.
Zrób to, po prostu.