Mogłabym się założyć, że
większość z Was słyszała przysłowie: „Człowiek planuje, a
Bóg z tego żartuje”. Co więcej, myślę, że doskonale wiecie, o
czym mowa. Osobiście nie raz przekonałam się, że nie jest to
przypadkowe powiedzenie.
Myśląc o kalendarzu biegacza sprawy mają się odrobinę inaczej. Część startów po prostu trzeba zaplanować. Nie odbiegam normą od wielu biegaczy, którzy przeczesują strony, czasopisma w poszukiwaniu TEGO biegu, który będzie jednym z TYCH niezapomnianych. Z uwagi na biegową Koronę Gór Polski, mój kalendarz był dosyć długo układany, a i jeszcze nie jest ostateczny.
Ten sezon dał mi bardzo dużo. Jestem bogatsza o wiedze, doświadczenie, ostrożność. Maraton, długie wybiegania, ciągle niezidentyfikowana kontuzja, przetrenowanie, pierwsze pudło, bieganie w górach i wiele innych.
O postawionych celach, marzeniach,
przyszłościowych zadaniach mogłabym pisać długo. To trochę jak
„noworoczne postanowienia”: rzucę cukierki, zacznę ćwiczyć,
zwiedzę świat, schudnę, zacznę się zdrowo odżywiać, znajdę
lepszą pracę, … – tak pewnie wyglądają listy „to do in
2014”. Prawda jest jednak przykra, im więcej ktoś wypisuje
punktów, tym mniej ich wykonuje. Dlatego na mojej liście jest jedno
– „Ocalić marzenia od zapomnienia i doprowadzić je do
spełnienia!”.
Tych, których nie udało się jeszcze zrealizować, bo los miał akurat inny plan na moje życie, ciągle
tętnią życiem. Będę za nimi szła i szła i tak do końca. Aż
dopadnę zgraję tych moich króliczków.
Myśląc o kalendarzu biegacza sprawy mają się odrobinę inaczej. Część startów po prostu trzeba zaplanować. Nie odbiegam normą od wielu biegaczy, którzy przeczesują strony, czasopisma w poszukiwaniu TEGO biegu, który będzie jednym z TYCH niezapomnianych. Z uwagi na biegową Koronę Gór Polski, mój kalendarz był dosyć długo układany, a i jeszcze nie jest ostateczny.
Do startów w kolejnym sezonie
podchodzę z lekkim dystansem, ale i doświadczeniem.
Mój pierwszy sezon (2012’) to było
tylko bieganie – przyjemność, zdrowie, relaks, żadnych startów.
Na debiut wybrałam Łódź Maraton Dbam o Zdrowie (2013’), gdzie z
dużą dawką adrenaliny pokonałam dystans 10 kilometrów. Kolejne
starty w roku 2013 były dość spontaniczne: „O fajny bieg się
szykuje. Zapiszę się”. Mniej więcej tak wyglądał mój
początkowy sezon biegowo-startowy. Ten rok (2014') był już zdecydowanie
bardziej ułożony. Wiedziałam, co się z czym je (choć z
dzisiejszej perspektywy sądzę, że byłam zielona jak trawa na
wiosnę). Skrupulatnie wyszukiwałam biegi, zapisywałam w kalendarzu
i bach, w tym biegnę. Nie przewidziałam niestety kontuzji,
przetrenowania. Mój upór był jednak większy i wzięłam udział w
startach zaplanowanych już w styczniu, jednak część tych, które
pojawiły się po maratonie, dołączyły do ciągle uciekających
króliczków.
Ten sezon dał mi bardzo dużo. Jestem bogatsza o wiedze, doświadczenie, ostrożność. Maraton, długie wybiegania, ciągle niezidentyfikowana kontuzja, przetrenowanie, pierwsze pudło, bieganie w górach i wiele innych.
Dowiedziałam się nie tylko tego jak
planować, ale przede wszystkim jak zachowuje się mój organizm
przed i po różnych biegach. Jak szybko się regeneruje, co muszę
jeść, a co trenować startując w biegu ulicznym, a co gdy jest to
górska przeprawa (w gruncie rzeczy to nie jest takie oczywiste, jak
niektórzy myślą – podbiegi to nie wszystko). Zrozumiałam
również, że poranne bieganie jest ważne, bo 99% biegów zaczyna
się ok. 9. Oprócz tego wszystkiego jest jeszcze jedno – start +
wyjazd. Zmiana klimatu, zmęczenie podróżą, zastane stawy, nowe,
regionalne dania. Ta boska mieszanka może skończyć się niezbyt
przyjemnie. Osobiście nie miałam z tym do czynienia (odpukać), ale
w Krynicy na stracie Życiowej Dychy wiele się o tym nasłuchałam.
Więc uważajmy.
Jak wspomniałam mój grafik nie jest
kompletny. Na chwilę obecną mam dwa konkretne cele, które są dla
mnie absolutnie kluczowe i będę starała się do nich przygotować
jak najlepiej. Nie dlatego, że liczę na jakąś życiówkę, bo w
biegu górskim na dystansie dłuższym niż 10k będę brała udział
po raz pierwszy, lecz aby dobiec do mety, nie zginąć po drodze,
mieć ogromną satysfakcję z pokonanych słabości i bawić się
równie dobrze jak w debiucie maratonu (tak, bawiłam się mega,
polecam Aleksandra M!).
Tymi cukiereczkami są: Maraton w
Szczawnicy – Wielka Prehyba 26.05.2015r. oraz Bieg na dystansie 34k
w Krynicy podczas Festiwalu Biegowego 12.09.2015r.
Dokładny plan oraz informację,
dlaczego akurat te biegi, zamieszczę wkrótce.
Nic nie jest jednak przypadkowe.
Każdy z nich został wybrany z
jakiegoś powodu.
Najważniejsze, aby się udało.